Miałem zamiar wrzucać koncerty na flickr, ale okazało się, że ograniczenia są tam straszne a połowa moich albumów zniknęła. W celu uporządkowania ‘koncertówek’ odejdę od zasady publikowania świeżego materiału na blogu i uzupełnię materiał o tegoroczne wydarzenia. Sezon rozpoczął już w styczniu Virgin Snatch koncertując pod szyldem Creatice Act of Music z kilkoma mniejszymi zespołami. Mróz był siarczysty, więc zanim przebiłem się przez śniegi, ominął mnie Nammoth i Heart Attack. Może to i lepiej ;)
Legenda świeżo zmartwychwstałego kultu Armagedon jakoś mnie nie powaliła na kolana.
Po nich na scenę wytoczyli się młodziaszkowie z Thy Disease. Facetów w spódnicach nie lubię, chyba, że to Szkoci. Wokalista nie był nim na pewno, więc na początku jakoś tak dziwnie mi się na nich patrzyło. Szybko jednak przełamalem uprzedzenia szukając dobrego kadru. Chłopaki starali się rozpętać piekło na scenie…
Gwiazda wieczoru, Virgin Snatch. Nigdy specjalnie nie ekscytowałem się technicznym, brutalnym death metalem, ale dobrze się tego słucha na żywo…