Koncert rozpoczynający serię wydarzeń spod szyldu jesień studencka Politechniki Białostockiej. W nowo odremontowanym Gwincie. Nie mogłem się doczekać sprawdzić, czy coś się w tym klubie zmieniło. Okazało się, że nie tylko ja. Klub wypchany był do granic, na wejście trzeba było czekać ponad pół godziny w temperaturze oscylującej koło zera. Większość studentów z pobliskich akademików wyruszyła w tshirtach…
Na sali panował z kolei niesamowity ścisk, ‘fosę’ która nigdy do największych nie należała, ograniczono do wąskiego przejścia w którym co więksi ochroniarze się klinowali. Pod sceną różnica temperatur była taka, że z sufitu spadała kroplami kondensująca się tam para. Ale to chyba znaczy, że uczestnikom koncertu się podobało… :)