Mimo iż coraz bardziej dryfuję w stronę jazzowych połamańców Morowe to moje odkrycie 2011 roku na metalowej scenie. Album wgniata w ziemie. Siłą więc rzeczy to właśnie na tym koncercie zależało mi najbardziej i nawet to, że w fosie wszystkie dźwięki zlewały się i złowrogo bulgotały a o żadnej klarowności nie mogło być mowy – była moc!
Tylko Piekło, Labirynty i Diabły.